W niedzielę o 7.00 rano z Chojnic wyjeżdża dostawczy mercedes z czterema osobami na pokładzie. Pojedzie aż do Afryki. Na wyprawę ruszają znani z bloga Ramona Wieczorek, Daniel Frymark i Arek Jażdżejewski. Mam zapewnienia, że kilka zlufowych zdjęć do mnie trafi, a co za tym idzie na bloga.
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po myśli podróżników. I trzymamy kciuki. Wyprawa potrwa około miesiąca. Dwa mercedesy objadą kilka afrykańskich krajów. Ze sobą zabierają dary dla biednych mieszkańców Afryki. Na zdjęciu Daniel Frymark i bus zwany kaczą. Jeszcze przed remontem.
piątek, 23 grudnia 2011
czwartek, 8 grudnia 2011
W Człuchowskim już święta
W Człuchowie to nawet gwiazdor bez brody chodzi. Gazeta na dorobku, to i na brodę nie wystarczyło. No ale poczekajmy, może akurat sukces ma rude włosy, okulary z grubymi ramkami i zacięcie sportowe. Aha i chyba autorka zdjęcia nie wyostrzyła najszczęśliwiej. Ale, cóż kobieta widzi pewne rzeczy inaczej.
fot. Maria Sowisło, Tygodnik Człuchowski
niedziela, 6 listopada 2011
Olek multimedialny
Olek Knitter to kolejny chojnicki fotoreporter, który obie ręce ma zajęte. To nie lada sztuka na raz robić fotki i filmować.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
niedziela, 9 października 2011
Żeby w głowę nie było zimno
Nowa moda wśród chojnickich fotoreporterów. Daniel Frymark właśnie zaczął promować nietypowe nakrycia głowy. Serwetki z wzorem wielkanocnych jajek. Nie przypadkowo przyszedł tak na dworzec PKP. Swój nowy design zamierza promować też poza Chojnicami. Pojedzie w szeroki świat.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
środa, 7 września 2011
Daniel postawił namiot
Są takie dni w życiu mężczyzny, że musi on po prostu postawić namiot. I nie ważne, co się dzieje wokoło.
Daniela Frymarka chwyciło akurat na meczu Bytovia Bytów - Chojniczanka Chojnice. Usiadł na trawę i postawił namiot. Odłączył się od świata zewnętrznego na piętnaście minut.
Do dziś nie wiadomo, czy zielony czy pomarańczowy kolor tak na niego zadziałał.
Koledzy i koleżanka po fachu zamiast się śmiać, powinni powiedzieć Danielowi, że cały stadion patrzy.
Daniela Frymarka chwyciło akurat na meczu Bytovia Bytów - Chojniczanka Chojnice. Usiadł na trawę i postawił namiot. Odłączył się od świata zewnętrznego na piętnaście minut.
Do dziś nie wiadomo, czy zielony czy pomarańczowy kolor tak na niego zadziałał.
Koledzy i koleżanka po fachu zamiast się śmiać, powinni powiedzieć Danielowi, że cały stadion patrzy.
fot. Ramona Wieczorek, Czas Chojnic
wtorek, 23 sierpnia 2011
No to suszymy ząbki panowie
Skoro już jesteśmy w tematyce Madagaskaru. Zastanawiałem się skąd autorzy "Madagaskaru" a w szczególności serialu "Pingwiny z Madagaskaru" biorą tak rewelacyjne teksty. Może z sesji rady powiatu chojnickiego. Tam niekiedy padają takie zdania, że aż niesie się po sali chichot z ostatnich rzędów. Kto w Chojnicach może być królem Julianem, kto Mordem, kto Skipperem, a kto Kowalskim?
Darek Kiedrowicz (chojnice.pl) fotografuje prezydium rady powiatu. fot. Michał Rytlewski (Czas Chojnic).
czwartek, 11 sierpnia 2011
Wielb moją stopę, mała!
Nie od dziś wiadomo, że fetyszem Michała Rytlewskiego/Czas Chojnic (na zdjęciu w zielonej koszulce) są stopy. A w szczególności jego własne prywatne stopy w trampkach z białymi sznurówkami. Na ich widok Rytlewskiego aż przechodzą ciary. Dlatego też Michał starannie dba o biel gumowej podeszwy i sznurowadeł.
Widać nie on sam jeden jest amatorem lśniących tenisówek. Na zdjęciu kobieta wielbiąca stopę Michała podczas Święta Pstrąga w Wojtalu.
fot. Daniel Frymark
niedziela, 31 lipca 2011
Wraca dobra moda
Fotoreporterzy z Chojnic nie zapominają o dobrym zwyczaju. A takim jest trzymanie podczas fotografowania jednej ręki w kieszeni. Daniel Frymark wiedział jak zachować się w towarzystwie pana z telewizji oraz pana w białym. Daniel otrzymuje miano zucha.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
wtorek, 19 lipca 2011
Tak się robi wywiady
Arek Jażdżejewski jest znany ze swojego uwielbienia do złocistego napoju. Na święcie pstrąga przeszedł jednak samego siebie.
Zaczęło się niewinnie. Jedno piwko do pierwszego wywiadu z Gruzinami, którzy przyjechali z Gruzji. Później drugie do rozmowy z jakimś grubszym panem z telewizyjnego serialu. Trzecie chlapnął, kiedy zdenerwowany wyszedł z basenu, w którym ambitnie próbował gołymi rękoma złapać pstrąga. Czwarte, piąte i szóste pękło w kolejce po smażoną rybę. Dwa kolejne do ryby, bo słona była. No i się zaczęło. Arek przypomniał sobie o swoim wokalnym talencie. Wtoczył się na scenę i zaśpiewał "Kocham cię jak Irlandię". Ochrona próbowała go złapać, ale nie bez kozery mówi się o nim Moherowy Ninja. Duzi, ale mało zwrotni ochroniarze nie mieli z nim szans. To był jego wieczór. Jego noc, jego święto pstrąga. A zaczęło się niewinnie. Od jednego piwa do wywiadu z Gruzinami, którzy przyjechali z Gruzji.
Zaczęło się niewinnie. Jedno piwko do pierwszego wywiadu z Gruzinami, którzy przyjechali z Gruzji. Później drugie do rozmowy z jakimś grubszym panem z telewizyjnego serialu. Trzecie chlapnął, kiedy zdenerwowany wyszedł z basenu, w którym ambitnie próbował gołymi rękoma złapać pstrąga. Czwarte, piąte i szóste pękło w kolejce po smażoną rybę. Dwa kolejne do ryby, bo słona była. No i się zaczęło. Arek przypomniał sobie o swoim wokalnym talencie. Wtoczył się na scenę i zaśpiewał "Kocham cię jak Irlandię". Ochrona próbowała go złapać, ale nie bez kozery mówi się o nim Moherowy Ninja. Duzi, ale mało zwrotni ochroniarze nie mieli z nim szans. To był jego wieczór. Jego noc, jego święto pstrąga. A zaczęło się niewinnie. Od jednego piwa do wywiadu z Gruzinami, którzy przyjechali z Gruzji.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
środa, 13 lipca 2011
Zuch nie zapomina o ręce w kieszeni
Wojtek Piepiorka to reporter, który nawet w najbardziej dramatycznej sytuacji wie, jak się zachować.
Wypadki, pożary, zagrożenia biologiczne czy chemiczne. Dobry fotoreporter zawsze musi być w środku tych wydarzeń. Wojtek Piepiorka z Tygodnika Człuchowskiego pojechał na akcję ratowniczą do ogromnej hurtowni gazu. Za jego plecami działy się straszne rzeczy. W każdej chwili dziesiątki butli z gazem mogły wylecieć w powietrze. Obok ranni strażacy, zmęczeni ratownicy. W środku on w niebieskim kombinezonie wiedział, co musi robić. Stanął na baczność i włożył rękę do kieszeni. Brawo. Prawdziwy zuch.
Wypadki, pożary, zagrożenia biologiczne czy chemiczne. Dobry fotoreporter zawsze musi być w środku tych wydarzeń. Wojtek Piepiorka z Tygodnika Człuchowskiego pojechał na akcję ratowniczą do ogromnej hurtowni gazu. Za jego plecami działy się straszne rzeczy. W każdej chwili dziesiątki butli z gazem mogły wylecieć w powietrze. Obok ranni strażacy, zmęczeni ratownicy. W środku on w niebieskim kombinezonie wiedział, co musi robić. Stanął na baczność i włożył rękę do kieszeni. Brawo. Prawdziwy zuch.
fot. Paweł Piotr Mynarczyk, weekendfm.pl
środa, 6 lipca 2011
Reporterzy bawią się w wodzie
Jedni wolą zabawę w piasku, inni na trawce. Reporterzy weekendfm uwielbiają pluskać się w wodzie.
Szczególnie Daniel Frymark, który godzinami wysiaduje w oknie Radia Weekend i patrzy w niebo. Wypatruje chmur typu Cumulonimbus. Czeka na deszcz. Marzy, żeby włożyć sandały i ruszyć w kałuże. Uwielbia brodzić w wodzie. Ostatnia ulewa była dla niego niczym bułka dla głodnego. Czekał na nią miesiącami. Doczekał się. Przez kilkanaście minut był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Szczególnie Daniel Frymark, który godzinami wysiaduje w oknie Radia Weekend i patrzy w niebo. Wypatruje chmur typu Cumulonimbus. Czeka na deszcz. Marzy, żeby włożyć sandały i ruszyć w kałuże. Uwielbia brodzić w wodzie. Ostatnia ulewa była dla niego niczym bułka dla głodnego. Czekał na nią miesiącami. Doczekał się. Przez kilkanaście minut był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Danielowi niestraszna głęboka woda.
Nawet po kostki w wodzie trzyma fason, a konkretnie rękę w kieszeni.
Zresztą nie tylko Daniel lubi wodę. Zalane ulice przyciągają innych reporterów.
Eh. Jest tak pięknie, że nie chce się nawet robić zdjęć.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
poniedziałek, 27 czerwca 2011
Oszukiwał?
Michał Drejer tak bardzo chciał mieć większego (większy mikrofon) od Darka Kępy, że aż posunął się do oszustwa. Nasunął na swoje narzędzie pracy coś w rodzaju zabezpieczenia przed nagłym zalaniem.
fot. Maria Swoisło, Tygodnik Człuchowski
Drejer był przekonany o swojej wygranej. Okazało się jednak, że Darek Kępa ma asa w rękawie. Swoją drogą, frywolnie zagiętego na samym czubku.
fot. Argymir Iwicki, Czas Chojnic
poniedziałek, 20 czerwca 2011
Kto ma większego?
Michał ma kaczorka, Darek myszkę. Tak przynajmniej nazwaliśmy kiedyś ich radiowe atrybuty. Maria Swoisło przysłała zdjęcie z podpisem - "kto ma większego?". Ciężko tak na oko...
Przy okazji ogłaszam konkurs na nazwę dla tych poręcznych nagrywaczy dźwięku. Czas na zmiany, bo kaczorek i myszka już się przeżyły.
Przy okazji ogłaszam konkurs na nazwę dla tych poręcznych nagrywaczy dźwięku. Czas na zmiany, bo kaczorek i myszka już się przeżyły.
fot. Maria Sowisło, Tygodnik Człuchowski
poniedziałek, 13 czerwca 2011
Po wypłacie
Tygodnik Człuchowski wydał już kilka pierwszych numerów. Zespół zasłużył na wypłatę. Co się działo w redakcji, kiedy pieniądze już wpłynęły na konta.
Redaktor naczelna Maria Sowisło skończyła w pozycji równoległej do podłogi. Podobno później nieświadoma ruszyła na miasto i urządziła sobie w Lasku Luizy hyde park. Krzyczała, co jej ślina przyniosła na język. Świadkowie słyszeli na koniec jedynie pier...le niemiecką prasę polskojęzyczną i w ogóle pier...le korporacje. Prawie skończyło się na człuchowskiej lecznicy o nieciekawej renomie.
Redaktor naczelna Maria Sowisło skończyła w pozycji równoległej do podłogi. Podobno później nieświadoma ruszyła na miasto i urządziła sobie w Lasku Luizy hyde park. Krzyczała, co jej ślina przyniosła na język. Świadkowie słyszeli na koniec jedynie pier...le niemiecką prasę polskojęzyczną i w ogóle pier...le korporacje. Prawie skończyło się na człuchowskiej lecznicy o nieciekawej renomie.
fot. Wojtek Piepiorka, Tygodnik Człuchowski
poniedziałek, 6 czerwca 2011
Kiedy brakuje trzeciej ręki
W dzisiejszych czasach reporter musi być multimedialny. Radek Osiński na raz telefonuje, notuje i robi zdjęcia. Pewnie obok leży też dyktafon. Jerzy Erdman patrzy z podziwem. Podobno Radek pracuje teraz nad bilokacją. W mieście mówią, że zdarzało się, że był widywany w dwóch redakcjach w tym samym czasie. O tym, że Osa potrafi latać wspominać nie trzeba.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
wtorek, 31 maja 2011
Czy to już jest kochanie?
Arek i Daniel ciągle chodzą parami. W towarzystwie już krążą różne pogłoski o ich "stosunkach". Czy są jeszcze kolegami, czy już koch.... ach, nie wiadomo. Reporterowi zlufy.blogspot udało się zrobić im kilka zdjęć podczas sesji rady powiatu. Arek i Daniel usiedli w ostatnim rzędzie i nie mieli pojęcia, że dwustu milimetrowa lufa czai się za filarem. Ze względów obyczajowych wszystkich zdjęć nie możemy opublikować.
Przed
Przed
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
Po
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
środa, 25 maja 2011
Radiowiec w kadrze
Niektórzy nie mają wyczucia. Szczególnie radiowcy. Zawsze pałętają się pod nogami.
Tym razem fotoreporterom dał się we znaki Michał Drejer z Radia Weekend. Do ułomków to on nie należy i ciężko robi się zdjęcia, kiedy taki drab stoi przed obiektywem. Olek Knitter musiał aż zlać się ze ścianą, żeby cokolwiek ująć. No cóż, tak to już jest z dziennikarskim savoir vivre.
Tym razem fotoreporterom dał się we znaki Michał Drejer z Radia Weekend. Do ułomków to on nie należy i ciężko robi się zdjęcia, kiedy taki drab stoi przed obiektywem. Olek Knitter musiał aż zlać się ze ścianą, żeby cokolwiek ująć. No cóż, tak to już jest z dziennikarskim savoir vivre.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
czwartek, 19 maja 2011
Kolejna przypadłość pani redaktor
Maria Sowisło nie tylko słynie z fotografowania w przysiadzie. Często widywana jest też z pełnymi ustami.
Bez skojarzeń. Pełnymi, bo wystaje z nich długopis. Wiadomo, jak się robi fotki i pisze materiał, to zawsze brakuje minimum jednej ręki. Maria używa zamiast niej buzi. Podobno potrafi pisać trzymając długopis w ręku tak samo szybko, jak w dłoni. Nie pokazuje jednak publicznie swoich zdolności, bo się zwyczajnie, po ludzku wstydzi. Oczywiście, co już staje się tradycją, fotki w przysiadzie i z długopisem w ustach to nie jedyne dziwactwa pani redaktor. Kolejne niebawem.
Bez skojarzeń. Pełnymi, bo wystaje z nich długopis. Wiadomo, jak się robi fotki i pisze materiał, to zawsze brakuje minimum jednej ręki. Maria używa zamiast niej buzi. Podobno potrafi pisać trzymając długopis w ręku tak samo szybko, jak w dłoni. Nie pokazuje jednak publicznie swoich zdolności, bo się zwyczajnie, po ludzku wstydzi. Oczywiście, co już staje się tradycją, fotki w przysiadzie i z długopisem w ustach to nie jedyne dziwactwa pani redaktor. Kolejne niebawem.
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic
piątek, 13 maja 2011
Grand Press Photo było blisko
Może i Grand Press Photo nie wygrali, ale możemy być z nich dumni. Daniel Frymark i Arek Jażdżejewski narąbali się na gali w Pałacu Kultury i Nauki przykładowo.
Przyjechali po Grand Press, wracają z bolącą głową. W czwartek dwaj chojniccy reporterzy otarli się o najbardziej prestiżową polską nagrodę za zdjęcia prasowe. Gwiazdami rozdania nagród nie byli, ale już na raucie grali pierwsze skrzypce. Widok piwa zadziałał na nich jak płachta na byka. Zmęczeni wyczekiwaniem na werdykt w swojej kategorii, wysuszeni po wydychaniu pałacowego powietrza rzucili się na zielone butelki. W ostatnim momencie przystanęli na chwilę, żeby policzyć czy browarów starczy. Nie starczyło. - Gdzie są nasze dwa kaski - dało się słyszeć. Później był już tylko brzęk tłuczonego szkła. Organizatorzy żałują do dziś, że nie zamówili więcej piwa. Jury już dziś powiedziało, że bez względu na materiał, jaki chojniccy dziennikarze nadeślą, otrzymają główną nagrodę. Organizatorzy wyliczyli, że straty, jakie wyrządzili spragnieni weekendowi reporterzy przewyższają wartość wszystkich konkursowych nagród.
Aha, tak na marginesie. Daniel Frymark i Arek Jażdżejewski otrzymali jedną z 12 nominacji w kategorii fotokast. Zgłosili materiał "Grać jak tata": http://weekendfm.pl/?n=35029
Wygrał Piotr Małecki z Napo Images za fotokast "Miejskiej konie" zrobiony dla Tygodnika Polityka: wyniki Grand Press Photo 2011 są tu: http://www.grandpressphoto.pl/
Przyjechali po Grand Press, wracają z bolącą głową. W czwartek dwaj chojniccy reporterzy otarli się o najbardziej prestiżową polską nagrodę za zdjęcia prasowe. Gwiazdami rozdania nagród nie byli, ale już na raucie grali pierwsze skrzypce. Widok piwa zadziałał na nich jak płachta na byka. Zmęczeni wyczekiwaniem na werdykt w swojej kategorii, wysuszeni po wydychaniu pałacowego powietrza rzucili się na zielone butelki. W ostatnim momencie przystanęli na chwilę, żeby policzyć czy browarów starczy. Nie starczyło. - Gdzie są nasze dwa kaski - dało się słyszeć. Później był już tylko brzęk tłuczonego szkła. Organizatorzy żałują do dziś, że nie zamówili więcej piwa. Jury już dziś powiedziało, że bez względu na materiał, jaki chojniccy dziennikarze nadeślą, otrzymają główną nagrodę. Organizatorzy wyliczyli, że straty, jakie wyrządzili spragnieni weekendowi reporterzy przewyższają wartość wszystkich konkursowych nagród.
Aha, tak na marginesie. Daniel Frymark i Arek Jażdżejewski otrzymali jedną z 12 nominacji w kategorii fotokast. Zgłosili materiał "Grać jak tata": http://weekendfm.pl/?n=35029
Wygrał Piotr Małecki z Napo Images za fotokast "Miejskiej konie" zrobiony dla Tygodnika Polityka: wyniki Grand Press Photo 2011 są tu: http://www.grandpressphoto.pl/
Arek Jażdżejewski i Daniel Frymark w Pałacu Kultury (fot. Ramona Wieczorek, Gazeta Pomorska)
wtorek, 10 maja 2011
Grand Press Photo trafi do Chojnic? Nominacja za fotokast
Fotokast Daniela Frymarka i Arka Jażdżejewskiego został nominowany w konkursie Grand Press Photo. Chłopaki chcą pokonać Adama Lacha i zdobyć najważniejszą polską nagrodę dla fotoreporterów.
W tym roku po raz pierwszy organizatorzy postanowili przyznać nagrodę w kategorii fotokast http://www.grandpressphoto.pl/. Co to fotokast? To dynamiczny przekaz zdjęciowo-dźwiękowy. W Polsce mistrzem gatunku jest Adam Lach http://lachadam.blogspot.com/p/multimedia.html. Lach ma na swoim koncie sporo fotokastów - ostatnio zajął się nośnym tematem tragedii smoleńskiej. To właśnie jego Daniel i Arek zamierzają pokonać. Mam nadzieję, że w końcu wygra ktoś z "prowincji". Kto nie jeździ na wojny, nie sterczy dniami i nocami na Krakowskim Przedmieściu, a wcale nie jest gorszy od warszawskich fachowców. Chłopaki zrobili fotokast pod tytułem Grać jak tata. Pracę oraz rozmowę z Danielem i Arkiem można zobaczyć tu http://weekendfm.pl/?n=34976. Rozdanie nagród w czwartek w Warszawie o 15.00. Trzymamy kciuki.
W tym roku po raz pierwszy organizatorzy postanowili przyznać nagrodę w kategorii fotokast http://www.grandpressphoto.pl/. Co to fotokast? To dynamiczny przekaz zdjęciowo-dźwiękowy. W Polsce mistrzem gatunku jest Adam Lach http://lachadam.blogspot.com/p/multimedia.html. Lach ma na swoim koncie sporo fotokastów - ostatnio zajął się nośnym tematem tragedii smoleńskiej. To właśnie jego Daniel i Arek zamierzają pokonać. Mam nadzieję, że w końcu wygra ktoś z "prowincji". Kto nie jeździ na wojny, nie sterczy dniami i nocami na Krakowskim Przedmieściu, a wcale nie jest gorszy od warszawskich fachowców. Chłopaki zrobili fotokast pod tytułem Grać jak tata. Pracę oraz rozmowę z Danielem i Arkiem można zobaczyć tu http://weekendfm.pl/?n=34976. Rozdanie nagród w czwartek w Warszawie o 15.00. Trzymamy kciuki.
Arek Jażdżejewski i Daniel Frymark (fot. Michał Rytlewski, Czas Chojnic)
piątek, 6 maja 2011
Olaaaaaj niiiiid
![]() |
| fot. Daniel Frymark |
Michał Rytlewski (ten w krótkich włosach) od zawsze krył się ze swoją wielką pasją, jaką jest śpiew. Spokojnie można rzec, że muzyka i Michał to jedno. Poranne śpiewanie przy goleniu i pod prysznicem - to jest to, co napędza tego dziennikarza do ciężkiej codziennej pracy.
Było piękne wiosenne popołudnie, kiedy Michał odebrał telefon od Andrzeja Drelicha (pierwszy z prawej) z zaproszeniem do radia w roli komentatora. Właśnie wtedy w głowie Michała zapaliła się lampka, coś w nim pękło. - To może być moje pięć minut, może pomiędzy komentarzami przemycę choć jedną zwrotkę. Wyjdę z moją twórczością poza łazienkę! Mieszkańcy sześciu powiatów będą spijali słowa z moich ust - pomyślał Rytlewski.Michał przed wejściem na antenę chciał jeszcze się powstrzymać, tak też doradzali mu jego najbliżsi. - Michale, nie obnażaj swoje twórczości przed radiosłuchaczami. Zostaw swój talent tylko dla nas - mówił mu ojciec przed wyjściem Michała z domu. Ten jednak w ciszy trzasnął drzwiami w samochodzie i odjechał. Przez całą wyboistą drogę do radia myślał o słowach ojca, ale i o własnych marzeniach. Oczyma wyobraźni widział już rzesze fanek, rzucających mu na scenę części swojej garderoby, autografy, które rozdaje po koncertach, rytlomanię w internecie. - Teraz albo nigdy! - mruknął do siebie, mijając galerię Proxima.
W studiu radiowym rozsiadł się wygodnie. Nie wypił ani łyka kawy, żeby jego struny głosowe były w każdej chwili gotowe do akcji. Siedząc przy długowłosych nie był w stanie się powstrzymać. Zapomniał, że swoje dredy ściął już kilka lat temu, wskoczył na stół i zakręcił głową w szale uniesienia. Oburącz złapał mikrofon, otworzył usta i wydał z siebie dźwięki. Wykrzyczał, co mu w duszy gra. W eter poleciały słowa piosenki...
niedziela, 1 maja 2011
Fotografia z kolan
Każdy ma swój styl. Są reporterzy, którzy przy fotografowaniu upatrzyli sobie jedną pozycję. Zdjęcia z kolan to ulubiona poza Marii Sowisło (Tygodnik Człuchowski). To jednak nie jedyna przywara pani redaktor. Wkrótce kolejna.
fot. Michał Rytlewski (Czas Chojnic)
fot. Michał Rytlewski (Czas Chojnic)
poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Jak oni jedzą
Reporter podczas pracy zje wszystko. Wiadomo, że zdobyczne smakuje lepiej.
Pajda chleba ze smalcem to przykład zdobycznego jedzenia. Smakuje zawsze. (fot. Maria Sowisło).
Jeśli wiadomo, że na materiale trzeba będzie spędzić więcej czasu, a żarcia zdobyć się nie da, należy zabezpieczyć się wcześniej w domu. (fot. Daniel Frymark).
To jest wersja jedzenia zdobycznego dla odchudzających się. (fot. Daniel Frymark).
Pajda chleba ze smalcem to przykład zdobycznego jedzenia. Smakuje zawsze. (fot. Maria Sowisło).
Jeśli wiadomo, że na materiale trzeba będzie spędzić więcej czasu, a żarcia zdobyć się nie da, należy zabezpieczyć się wcześniej w domu. (fot. Daniel Frymark).
To jest wersja jedzenia zdobycznego dla odchudzających się. (fot. Daniel Frymark).
niedziela, 17 kwietnia 2011
Mój ci on
Są takie chwile w życiu kobiety, że świata wokół siebie nie widzi. Zdarza się to też fotoreporterkom
To był dzień, jak co dzień. Praca. Maria poszła do Chojnickiego Domu Kultury na rozdanie nagród. Trzeba było zrobić kilka zdjęć i po sprawie. Jednak ten wieczór zmienił jej życie.
Pod sceną wzdychała do zdjęcia ukochanego. Wyjmuje je z kieszeni zawsze kiedy ma trochę czasu. Patrzy na fotografię i przenosi się do krainy wiecznej miłości. Jest tam niebieskie niebo, zielona trawa, żółte słońce, a piwo ma prawdziwie złoty kolor. W jej myślach biegną przez łąkę ubraną w czerwone maki, padają sobie w ramiona pod dębem o rozłożystej koronie. Moczą nogi w błękitnej wodzie jeziora, a ryby delikatnie ocierają im się o pięty.
To był dzień, jak co dzień. Praca. Maria poszła do Chojnickiego Domu Kultury na rozdanie nagród. Trzeba było zrobić kilka zdjęć i po sprawie. Jednak ten wieczór zmienił jej życie.
Pod sceną wzdychała do zdjęcia ukochanego. Wyjmuje je z kieszeni zawsze kiedy ma trochę czasu. Patrzy na fotografię i przenosi się do krainy wiecznej miłości. Jest tam niebieskie niebo, zielona trawa, żółte słońce, a piwo ma prawdziwie złoty kolor. W jej myślach biegną przez łąkę ubraną w czerwone maki, padają sobie w ramiona pod dębem o rozłożystej koronie. Moczą nogi w błękitnej wodzie jeziora, a ryby delikatnie ocierają im się o pięty.
fot. Argymir Iwicki (Czas Chojnic)
Marzyła... Nagle ujrzała go. To był właśnie on. Stał na scenie. Jakby nieobecny. Jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Znalazła go. Znalazła i już nie mogła stracić. Aparat wrzuciła na plecy i pobiegła na scenę. Rzuciła mu się na szyję. Wszyscy słyszeli - mój ci on. Mieli żyć długo i szczęśliwie. Wszystko by dla tego poświęciła. Chwile później gruchnęło na nią, jak piorun z jasnego nieba. - Maria, co ty robisz. Ja od roku jestem z Żanetą.fot. Argymir Iwicki (Czas Chojnic)
niedziela, 10 kwietnia 2011
Darek mistrzem
Dariusz Kępa został bokserskim Mistrzem Gminy Konarzyny. Wszyscy rywale przegrali przez techniczny nokaut.
Obserwatorzy zawodów nie mieli wątpliwości. Darek musiał urodzić się w rękawicach bokserskich. Na zawody w gminie Konarzyny przyjechał z marszu, bez przygotowań, bez treningu. Poprzedniego wieczora obejrzał na VHS-ie Rocky 1 i 2. Co ciekawe, Darek wygrał wszystkie walki dnia nie podnosząc nawet ręki. Wystarczył bokserski zarost. Rywale padali przed nim, jak rażeni piorunem. Sędzia od razu wyliczał ich do dziesięciu. Nikt do dziś nie wie, jak dochodziło do tak ciężkich nokautów. Jedni spekulowali, że Darek przed walkami nie zjadł miętówki, inni że przeciwnicy padali ze śmiechu. Fakt faktem, że nieznany dotąd fighter zyskał wielką sławę i złoty medal. W środowisku bokserskim już mówi się o jego walce z Gołotą, może Sosnowskim, a nawet z którymś z braki Kliczko. Darek swoją karierę zaczął traktować poważnie. Od teraz znów nie zamierza trenować i przygotowywać się do kolejnych walk. Na ringu zobaczymy go ponownie za miesiąc na gali w Tuchółce.
Obserwatorzy zawodów nie mieli wątpliwości. Darek musiał urodzić się w rękawicach bokserskich. Na zawody w gminie Konarzyny przyjechał z marszu, bez przygotowań, bez treningu. Poprzedniego wieczora obejrzał na VHS-ie Rocky 1 i 2. Co ciekawe, Darek wygrał wszystkie walki dnia nie podnosząc nawet ręki. Wystarczył bokserski zarost. Rywale padali przed nim, jak rażeni piorunem. Sędzia od razu wyliczał ich do dziesięciu. Nikt do dziś nie wie, jak dochodziło do tak ciężkich nokautów. Jedni spekulowali, że Darek przed walkami nie zjadł miętówki, inni że przeciwnicy padali ze śmiechu. Fakt faktem, że nieznany dotąd fighter zyskał wielką sławę i złoty medal. W środowisku bokserskim już mówi się o jego walce z Gołotą, może Sosnowskim, a nawet z którymś z braki Kliczko. Darek swoją karierę zaczął traktować poważnie. Od teraz znów nie zamierza trenować i przygotowywać się do kolejnych walk. Na ringu zobaczymy go ponownie za miesiąc na gali w Tuchółce.
fot. Michał Rytlewski (Czas Chojnic)
wtorek, 5 kwietnia 2011
Jeść czy być
To odwieczny dylemat kotletowego reportera. Jeść, czy robić fotki, kiedy jedzą? Oto jest pytanie.
fot. Argymir Iwicki, Czas Chojnic
Bartek nie znał na nie odpowiedzi. Przez dziesięć minut stał jak wryty. Kiedy kelnerzy kroili upieczonego przed chwilą prosiaka, on zastanawiał się czy cisnąć aparat w kąt i chwycić za nóż i widelec. W jego oczach pojawiał się błysk za każdym razem, kiedy pomyślał o soczystym kęsie tego średnio wypieczonego prosiaka. W jednej chwili zapomniał, że przecież w dzieciństwie, jego ulubionym bohaterem z książek i kreskówek był Prosiaczek z Kubusia Puchatka. Do jego nosa dochodził zapach farszu spod mięsa. Zapomniał już jak, jako malec śmiał się do ekranu, kiedy przed jego oczami pojawiała się Ciocia Chrum Chrum z Misia Uszatka. W końcu pękł. Odłożył aparat i zatopił kły w mięsie. Jadł, jadł i jadł. Tłuszcz ociekał mu policzki, kapał na krawat, na spodnie. Nie zaprzątał sobie tym głowy. Urywał kolejne kęsy mięsiska. Nie mógł przestać. Skończył dopiero, kiedy zeżarł wszystko. Wytarł wargi w rękaw. Zawiesił aparat na ramieniu i poszedł do domu.
środa, 30 marca 2011
Na bańce robić się nie da
Arek już dobrze wie, że po pijaku nie ma co się brać za pracę. Pamięta, że pojechał na ekstra materiał. Miał być hit miesiąca, może nawet roku. Kiedy minął kac zauważył, że nagrał głównie swoje święcące lakierki i wypastowaną podłogę.
Materiał zapowiadał się rewelacyjnie. Koncert dzieci w salce katechetycznej - który reporter nie wziął by tematu w ciemno. Arek ma nosa. Wie jaki materiał będzie hitem. Nie raz przecież wtykał mikrofon albo obiektyw kamery w miejsca, o których inni boją się nawet pomyśleć. Teraz stanął przed okazją wyjazdu na występy młodzieży. Cieszył się, że tam jedzie. Do tego była piękna pogoda. Niebo było niebieskie, a słońce przyjemnie grzało go w kark przez szyberdach. Arek w aucie jedną ręką trzymał kierownicę, druga pieścił położoną na siedzeniu pasażera kamerę. - Jeszcze chwila mała. Zaraz będziemy na miejscu, Zrobimy mega reportaż - mówił do Zytki - tak nazywał swój sprzęt. Nagle coś stanęło mu na drodze. To malutki spożywczak w popeegerowskiej wsi gdzieś w powiece człuchowskim. Słońce paliło coraz bardziej. Reporter zatrzymał się na swoją ulubioną oranżadę o smaku czerwonych landrynek. Niestety nie zamoczył ust w rubinowym płynie. - Dżudż, stary brachu, rąbniemy po jednym? - usłyszał znajomy głos, a na ramieniu poczuł czyjąś rękę. Odwrócił się nieśmiało. To był Czechu, stary kumpel. - No dobra, jedno - pomyślał. Za chwilę na ladzie stały dwa schłodzone Specjale, czarne rzecz jasna. Po trzech godzinach słońce świeciło tak samo mocno. Smakosze napoju z pianką jednak już nie wyglądali tak samo. Arek uświadomił sobie, co miał zrobić. Wyślizgnął się z objęć kolegi. Ruszył w stronę samochodu. - Dżudż, co ty ku..a, ze mną się nie napijesz - głos kumpla słyszał coraz słabiej. Z piskiem opon odjechał. Na występy młodzieży z KSM-u spóźnił się, ale miał jeszcze czas na zrobienie kilku ujęć. Chwycił kamerę, ale przez wizjer nie widział już praktycznie nic. - Helikopter - powiedział pod nosem z przerażeniem. Rzeczywiście świat zaczął mu wirować. Nie wiedział, co się dzieje. Za chwilę ktoś wyłączył mu prąd. Obudził się w domu. - Jak się tu znalazłem - drapał się po głowie. Szybko przypomniał sobie, że miał zrobić wczoraj materiał miesiąca. Spojrzał na monitorek przy kamerze. Włączył play. To, co zobaczył, nie nadawało się do niczego. - A w dupie, dziś jadę na piknik koła gospodyń wiejskich. Tam zrobię super reportaż. A jak nie, to jutro jest bal seniorów - uznał w końcu.
mr
Kiedy świat wiruje wokół, nie ma szans na dobre ujęcia. fot. Daniel Frymark
Materiał zapowiadał się rewelacyjnie. Koncert dzieci w salce katechetycznej - który reporter nie wziął by tematu w ciemno. Arek ma nosa. Wie jaki materiał będzie hitem. Nie raz przecież wtykał mikrofon albo obiektyw kamery w miejsca, o których inni boją się nawet pomyśleć. Teraz stanął przed okazją wyjazdu na występy młodzieży. Cieszył się, że tam jedzie. Do tego była piękna pogoda. Niebo było niebieskie, a słońce przyjemnie grzało go w kark przez szyberdach. Arek w aucie jedną ręką trzymał kierownicę, druga pieścił położoną na siedzeniu pasażera kamerę. - Jeszcze chwila mała. Zaraz będziemy na miejscu, Zrobimy mega reportaż - mówił do Zytki - tak nazywał swój sprzęt. Nagle coś stanęło mu na drodze. To malutki spożywczak w popeegerowskiej wsi gdzieś w powiece człuchowskim. Słońce paliło coraz bardziej. Reporter zatrzymał się na swoją ulubioną oranżadę o smaku czerwonych landrynek. Niestety nie zamoczył ust w rubinowym płynie. - Dżudż, stary brachu, rąbniemy po jednym? - usłyszał znajomy głos, a na ramieniu poczuł czyjąś rękę. Odwrócił się nieśmiało. To był Czechu, stary kumpel. - No dobra, jedno - pomyślał. Za chwilę na ladzie stały dwa schłodzone Specjale, czarne rzecz jasna. Po trzech godzinach słońce świeciło tak samo mocno. Smakosze napoju z pianką jednak już nie wyglądali tak samo. Arek uświadomił sobie, co miał zrobić. Wyślizgnął się z objęć kolegi. Ruszył w stronę samochodu. - Dżudż, co ty ku..a, ze mną się nie napijesz - głos kumpla słyszał coraz słabiej. Z piskiem opon odjechał. Na występy młodzieży z KSM-u spóźnił się, ale miał jeszcze czas na zrobienie kilku ujęć. Chwycił kamerę, ale przez wizjer nie widział już praktycznie nic. - Helikopter - powiedział pod nosem z przerażeniem. Rzeczywiście świat zaczął mu wirować. Nie wiedział, co się dzieje. Za chwilę ktoś wyłączył mu prąd. Obudził się w domu. - Jak się tu znalazłem - drapał się po głowie. Szybko przypomniał sobie, że miał zrobić wczoraj materiał miesiąca. Spojrzał na monitorek przy kamerze. Włączył play. To, co zobaczył, nie nadawało się do niczego. - A w dupie, dziś jadę na piknik koła gospodyń wiejskich. Tam zrobię super reportaż. A jak nie, to jutro jest bal seniorów - uznał w końcu.
mr
niedziela, 27 marca 2011
Niebieskie berety
W Chojnicach powstała kolejna groźna banda. Nazywają się niebieskie berety. Szefem grupy jest człowiek z pomponem - symbolem władzy w bandzie. Członkowie bojówki podobno nie cofną się przed niczym. Policja podejrzewa, że to byli żołnierze jednostek specjalnych wyćwiczeni w walce wręcz. Może nie wyglądają, ale są szybcy, wygimnastykowani, a pod kurtkami schowali twarde jak zahartowana stal mięśnie. W ciągu dnia chodzą po mieście i fotografują sklepy i banki, udają, ze robią sobie zdjęcia nawzajem. Później używają fotografii do planowania spektakularnych napadów. Grupa jest bardzo niebezpieczna. Policja apeluje o ostrożność.
fot. Michał Rytlewski
czwartek, 24 marca 2011
Niemcy wygrali
Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Reprezentacja polskich piłkarzy znów na kolanach. Był pierwszy w historii mecz kadry w niewielkich Chojnicach, nie było oczekiwanego od lat zwycięstwa nad Niemcami. Nasi kopacze przegrali 0:3, choć statystyka rzutów rożnych (6:5 dla Polaków) pokazuje, że byliśmy lepsi. Zabrakło skuteczności. Nasi snajperzy Podolski i Klose przed niemiecką bramką marnowali akcję za akcją. Zresztą, żeby wiedzieć, jaki jest wynik meczu, nie trzeba było nawet patrzeć na murawę. Miny niemieckich dziennikarzy świadczyły o wszystkim. Fotoreporterzy z Niemiec (na zdjęciu w zielonym) tryskali dobrymi humorami. Michael "Zottig" Drejer (czyt. misiael cottiś dreja) oraz Daniel "Kahl" Frymark (czyt. daniel kaal frymak) nie robili sobie nic z towarzystwa zafrasowanych, złych i zrezygnowanych polskich reporterów. Drejer, w którego żyłach płynie krzyżacka krew, właśnie opowiadał dowcip o Polaku, Rusku i Niemcu.
mr
mr
fot. Wojtek Piepiorka
niedziela, 20 marca 2011
Nagroda za nocne czuwanie
Darek Kępa wie, jak zawalczyć o najlepsze dla siebie miejsce do nagrania ważnej osoby. Radiowiec zakradł się dzień wcześniej do gabinetu starosty. Z kanapkami, kawą w termosie i elektroniczną metalową gierką - zbieranie jajek, schował się pod stołem. Kiedy pracownicy urzędu poszli do domów rozsiadł się wygodnie na fotelu starosty. Marzył o władzy, o urzędzie, przywilejach. Zapomniał się jednak tylko na chwilę. Poszedł spać wcześnie, żeby rano, jeszcze przed siódmą wejść znów pod stół. Po co? Po to, żeby w najważniejszym momencie wyjść spod blatu i być najbliżej najważniejszych osób. Móc przyłożyć mikrofon jak najbliżej ust wypowiadającego się. Oczywiście, jak zaplanował, tak zrobił. Znów był pierwszy, był najbliżej. Patrzył z dumną z dołu na swoje koleżanki i swoich kolegów, którzy walczyli o miejsca dla siebie.
mr
mr
Dariusz Kępa, fot. Michał Rytlewski
środa, 16 marca 2011
Swornefocie
Było niedzielne popołudnie. Mała wieś kaszubska w gminie Chojnice - Swornegacie, budziła się do życia po nabożeństwie. W Wiejskim Domu Kultury, tuż naprzeciwko szanowanej restauracji Wagant, zbierali się goście. Pierwsze promienie słońca od wielu miesięcy sprawiały, że na twarzach wszystkich malował się uśmiech. Niektórzy pokrzepieni gorącą kawą, podaną w szklankach bez uchwytów, na wyszczerbionych spodeczkach, czekali aż się TO stanie. Napięcie było wyczuwalne w powietrzu. Nikt jednak nie był w stanie przewidzieć dalszego biegu dramatycznych zdarzeń. W pierwszej linii stała gotowa do ataku, uzbrojona po zęby w aparat fotograficzny, długopis i zeszyt, niepozorna, ale szalenie niebezpieczna Aneta „Błyskawica” Czupryniak. I w końcu się stało. Zewsząd zaczęli ją otaczać żądni sławy autochtoni. Aneta się nie poddawała walcząc zaciekle o jak najlepsze miejsce do strzelenia tego jednego, niepowtarzalnego ujęcia. Rozpychała się łokciami, kopała, gryzła, a nawet, jak podają niektóre źródła, wyrywała przeciwnikom włosy z... głów. I kiedy wszystko wskazywało na to, że wygra „Błyskawica”, ona w końcu nie wytrzymała. Poddała się. Zacisnęła zęby, aparat swobodnie zwisał jej na szyi, przymrużyła oczy, podniosła zeszyt i długopisem, na czystej kartce, drukowanymi literami, resztkami sił wpisała trzy słowa - Pierdolę, nie robię!
ms
fot. Maria Sowisło
niedziela, 13 marca 2011
Śmierć wisiała mu nad głową
- Co jest k...a – pomyślał Aleksander Knitter. Fotoreporter patrzał w górę. Nad jego głową wisiały dziesiątki balonów spięte ze sobą, jakby w kokon. To był przerażający widok, straszna wyrocznia. - Przecież, jak to spadnie, to jest po mnie – Olek stał jak wryty. Nie mógł zrobić nic. Nie potrafił poruszyć nawet palcem. A przecież miał fotografować unikatowy występ zespołu Bławatki. Siedząca za nim publiczność była tak zajęta tym, co dzieje się na scenie, że nie zwracała uwagi na dramat tego młodego człowieka. W jednej chwili przez myśl przeszły mu wszystkie dobre i złe wspomnienia z życia. Zdążył pomyśleć o wszystkich swoich planach. Poza patrzeniem w wiszące nad jego głową kolorowe fatum, nie mógł zrobić nic. - Dlaczego rzuciłem karierę sędziego piłkarskiego – żałował, że jego życiowy wybór zawodu doprowadził go ostatecznie w to miejsce. Widmo śmierci pod ciężarem balonów przerażało go bardziej niż perypetie piłkarskiego sędziego w B-klasie. Sędziego, który nie raz musi uciekać przed niezadowolonymi, podpitymi miejscowymi kibicami.
Przedstawienie się skończyło. Scena opustoszała, publiczność opuściła budynek. Tylko Olek Knitter stał jak wryty. Życie uratował mu jeden z pracowników ośrodka kultury, który z drabiny ściągnął balony na ziemię. Olek wrócił do domu blady i zlany potem. Otarł się o śmierć. Tego dnia nie zapomni do końca życia.
mr
Aleksander Knitter (Gazeta Pomorska), fot. Wojtek Piepiorka
czwartek, 10 marca 2011
List gończy
fot. Maria Sowisło (Dziennik Bałtycki)
Poszukiwany nowy gatunek ptaka - łabądź foliowy. Ostatni raz widziany był na polu szarży pod Krojantami w 2009 roku. Od tamtej chwili słuch po nim zaginął. W rozpaczy zostawił kolegów od folii. Charakterystyczna cecha tego gatunku, to łysiejąca glaca podfoliowa, duże uszy, wiecznie szczerzący się dziób, szarawe upierzenie, które niestety nie umożliwia wysokich lotów. Rozpiętość skrzydeł do 1,6 metra. Ulubionym zajęciem jest stawanie na jednej nodze niezależnie od panujących warunków pogodowych. Gatunek ten przesadnie zachwala wielkość swojego przyrodzenia, mając nadzieję, że jakaś samica w końcu omdleje z wrażenia. Niestety!!! Przebywanie w jego pobliży może grozić uszkodzeniem narządu słuchu. Łabądź foliowy żyje w wyimaginowanej rzeczywistości, twierdząc, że jest fotoreporterem i dziennikarzem. Dla uwiarygodnienia swojej wersji nosi nawet na szyi aparat fotograficzny niewiadomej marki i pochodzenia. Nikt, jak dotąd, nie miał odwagi sprawdzić, czy aby działa. Wszystko, co osoby w jego otoczeniu powiedzą, może wykorzystać przeciwko nim i co gorsza, gdziekolwiek. Każdy, kto widział łabędzia foliowego lub zna jego miejsce pobyty proszony jest o pilny kontakt pod nr tel. 666 666 666 lub e-mail: foliokolega@ wymierajacegatunki.pl.
ms
wtorek, 8 marca 2011
Dariusz to prawdziwy mężczyzna
Dla takiego macho to było oczywiste. W Dniu Kobiet swoją miłą trzeba obdarować biżuterią. Darek wiedział, gdzie sprzedają złoto najwyższej próby. Irkowi pierścionek się bardzo spodobał.
Rozmarzony o romantycznej kolacji radiowiec chciał pocałować operatora. Darek Kępa (Radio Gdańsk), Irek Czerniawski (TVN24), fot. Michał Rytlewski (Czas Chojnic)
Prawdziwi mężczyźni o święcie kobiet nie zapominają. Darek Kępa jest facetem z krwi i kości. Udowadniał to wiele razy. Naturalny luz, lekki zarost, po prostu macho. Jednak nie tylko wygląd świadczy o prawdziwym mężczyźnie. Darek jest też gentlemanem, który pamięta o Dniu Kobiet. Ósmego marca z samego rana poszedł do jubilera. Wyciągnął z kieszeni swoich levisów 501-ek portfel z wężowej skóry. - Pierścionek z prawdziwego złota z najdroższym kamieniem w środku - rzucił do jubilera. Z uśmiechem na ustach i pierścionkiem w kieszeni macho poszedł do pracy. W niej śnił o wieczorze. O tym jak wsunie pierścionek Elżuni na palec podczas romantycznej kolacji. W ustach czuł smak wina, jego nozdrza wyczuwały słodki zapach kobiecego ciała. Miał ją przed oczami, boginię z czerwonymi ustami, siedzącą przy białym obrusie. Jej złote włosy lekko opadały na talerz, z którego jadła schabowego z kapustą.
Darek na jednym ze skrzyżowań, w amoku rozmarzenia, chwycił za rękę Irka i wsunął mu na palec drogocenny pierścionek. W szale wyimaginowanej miłości chciał jeszcze pocałować mężczyznę w wąsate usta. - Hola, hola - krzyknął kolega po fachu otrzeźwiając radiowca z letargu. Pierścionek jednak Irkowi się spodobał. - Dziękuję - rzucił krótko i poszedł do domu.
http://twojeslubnefoto.blogspot.com/
http://twojeslubnefoto.blogspot.com/
niedziela, 6 marca 2011
Tragedia była blisko
Argymir Iwicki i Daniel Frymark pokłócili się o ujęcie przedstawiające budynek aresztu śledczego. Skoczyli sobie do gardeł. Na szczęście skończyło się na zadrapaniach.
Był mroźny zimowy poranek. Rześka pogoda nie zwiastowała czającej się rogiem budynku sądu kłótni. Chojniccy reporterzy Daniel Frymark i Argymir Iwicki robili zdjęcia budynku aresztu śledczego. Nie wiadomo już, który z nich podkradł pomysł na ujęcie swojego kolei po fachu. Wiadomo za to, że obaj skoczyli na siebie z impetem. - Oddawaj pomysł - wykrzyknął w napadzie szału jeden z nich. Daniel Frymark zacisnął pięść i zadał ciosy Argymirowi w szczękę. Iwicki nie był obojętny. Nie wyjmując ręki z kieszeni, wykonał półobrót, który zakończył uderzeniem podeszwą w klatkę piersiową swojego śmiertelnego wroga. Ziemia się zatrzęsła, kiedy Daniel runął na chodnik. Bójkę udaremniła chojnicka straż miejska. Gdyby nie municypalni, doszłoby do przelewu krwi, bo obaj walczący zdążyli już zrobić tulipany z przypiętych do korpusów szkieł.
Był mroźny zimowy poranek. Rześka pogoda nie zwiastowała czającej się rogiem budynku sądu kłótni. Chojniccy reporterzy Daniel Frymark i Argymir Iwicki robili zdjęcia budynku aresztu śledczego. Nie wiadomo już, który z nich podkradł pomysł na ujęcie swojego kolei po fachu. Wiadomo za to, że obaj skoczyli na siebie z impetem. - Oddawaj pomysł - wykrzyknął w napadzie szału jeden z nich. Daniel Frymark zacisnął pięść i zadał ciosy Argymirowi w szczękę. Iwicki nie był obojętny. Nie wyjmując ręki z kieszeni, wykonał półobrót, który zakończył uderzeniem podeszwą w klatkę piersiową swojego śmiertelnego wroga. Ziemia się zatrzęsła, kiedy Daniel runął na chodnik. Bójkę udaremniła chojnicka straż miejska. Gdyby nie municypalni, doszłoby do przelewu krwi, bo obaj walczący zdążyli już zrobić tulipany z przypiętych do korpusów szkieł.
Zaraz Argymir i Daniel rzucą się na siebie. fot. Maria Sowisło
czwartek, 3 marca 2011
Reporterzy z Chojnic nie przepuszczą nikogo
W Chojnicach powstał fotograficzny gang. Kilku fotoreporterów postanowiło strzec centrum miasta. Mają groźne miny, aparaty gotowe do robienia zdjęć i nie popuszczą nikomu.
Maria Sowisło - to ona wydaje się być szefem bandy i głównym pomysłodawcą fotograficznej zemsty. Często można ją spotkać z pełnym tuszu długopisem w zębach wyczekującą na rondzie kolejnej ofiary. Daniel Frymark ze zmrużonymi ze skupienia oczami wykona każdy rozkaz swojej guru. Oni i jeszcze kilku innych fotoreporterów i operatorów postanowili strzec bramy Kaszub. Bezpiecznie nie może czuć się nikt przyjeżdżający do Chojnic. Banda wybierając do swoich ataków rondo, dobrze wiedziała, że właśnie z tego miejsca będzie mogła razić swoimi lufami na wszystkie cztery strony świata. - Nie wyślizgnie się im nikt - mówi Roman z Bytowa, który odczuł na sobie zaciekłość ataków chojnickiej bandy. Udało nam się dotrzeć do Marii "Canonady" Sowisło. Zapytaliśmy dlaczego tak zażarcie broni miasta. - Bo taaaaaaaaaak - wylało się z groźnych ust sprawczyni masowej zagłady.
Maria Sowisło - to ona wydaje się być szefem bandy i głównym pomysłodawcą fotograficznej zemsty. Często można ją spotkać z pełnym tuszu długopisem w zębach wyczekującą na rondzie kolejnej ofiary. Daniel Frymark ze zmrużonymi ze skupienia oczami wykona każdy rozkaz swojej guru. Oni i jeszcze kilku innych fotoreporterów i operatorów postanowili strzec bramy Kaszub. Bezpiecznie nie może czuć się nikt przyjeżdżający do Chojnic. Banda wybierając do swoich ataków rondo, dobrze wiedziała, że właśnie z tego miejsca będzie mogła razić swoimi lufami na wszystkie cztery strony świata. - Nie wyślizgnie się im nikt - mówi Roman z Bytowa, który odczuł na sobie zaciekłość ataków chojnickiej bandy. Udało nam się dotrzeć do Marii "Canonady" Sowisło. Zapytaliśmy dlaczego tak zażarcie broni miasta. - Bo taaaaaaaaaak - wylało się z groźnych ust sprawczyni masowej zagłady.
Maria "Canonada" Sowisło (Dziennik Bałtycki), fot. Michał Rytlewski
Daniel "Demark" Frymark (Radio Weekend), fot. Wojtek Piepiorka
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

















































