niedziela, 17 kwietnia 2011

Mój ci on

Są takie chwile w życiu kobiety, że świata wokół siebie nie widzi. Zdarza się to też fotoreporterkom

To był dzień, jak co dzień. Praca. Maria poszła do Chojnickiego Domu Kultury na rozdanie nagród. Trzeba było zrobić kilka zdjęć i po sprawie. Jednak ten wieczór zmienił jej życie.
Pod sceną wzdychała do zdjęcia ukochanego. Wyjmuje je z kieszeni zawsze kiedy ma trochę czasu. Patrzy na fotografię i przenosi się do krainy wiecznej miłości. Jest tam niebieskie niebo, zielona trawa, żółte słońce, a piwo ma prawdziwie złoty kolor. W jej myślach biegną przez łąkę ubraną w czerwone maki, padają sobie w ramiona pod dębem o rozłożystej koronie. Moczą nogi w błękitnej wodzie jeziora, a ryby delikatnie ocierają im się o pięty.
fot. Argymir Iwicki (Czas Chojnic)
Marzyła... Nagle ujrzała go. To był właśnie on. Stał na scenie. Jakby nieobecny. Jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Znalazła go. Znalazła i już nie mogła stracić. Aparat wrzuciła na plecy i pobiegła na scenę. Rzuciła mu się na szyję. Wszyscy słyszeli - mój ci on. Mieli żyć długo i szczęśliwie. Wszystko by dla tego poświęciła. Chwile później gruchnęło na nią, jak piorun z jasnego nieba. - Maria, co ty robisz. Ja od roku jestem z Żanetą.
fot. Argymir Iwicki (Czas Chojnic)

1 komentarz:

  1. Wiem dlaczego nam nie wyszło! Krzycząc, mój Ci on, białej chusty nie nałożyłam mu na głowę. ech...

    OdpowiedzUsuń