To był dzień, jak co dzień. Praca. Maria poszła do Chojnickiego Domu Kultury na rozdanie nagród. Trzeba było zrobić kilka zdjęć i po sprawie. Jednak ten wieczór zmienił jej życie.
Pod sceną wzdychała do zdjęcia ukochanego. Wyjmuje je z kieszeni zawsze kiedy ma trochę czasu. Patrzy na fotografię i przenosi się do krainy wiecznej miłości. Jest tam niebieskie niebo, zielona trawa, żółte słońce, a piwo ma prawdziwie złoty kolor. W jej myślach biegną przez łąkę ubraną w czerwone maki, padają sobie w ramiona pod dębem o rozłożystej koronie. Moczą nogi w błękitnej wodzie jeziora, a ryby delikatnie ocierają im się o pięty.
fot. Argymir Iwicki (Czas Chojnic)
Marzyła... Nagle ujrzała go. To był właśnie on. Stał na scenie. Jakby nieobecny. Jakby nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Znalazła go. Znalazła i już nie mogła stracić. Aparat wrzuciła na plecy i pobiegła na scenę. Rzuciła mu się na szyję. Wszyscy słyszeli - mój ci on. Mieli żyć długo i szczęśliwie. Wszystko by dla tego poświęciła. Chwile później gruchnęło na nią, jak piorun z jasnego nieba. - Maria, co ty robisz. Ja od roku jestem z Żanetą.fot. Argymir Iwicki (Czas Chojnic)


Wiem dlaczego nam nie wyszło! Krzycząc, mój Ci on, białej chusty nie nałożyłam mu na głowę. ech...
OdpowiedzUsuń