- Co jest k...a – pomyślał Aleksander Knitter. Fotoreporter patrzał w górę. Nad jego głową wisiały dziesiątki balonów spięte ze sobą, jakby w kokon. To był przerażający widok, straszna wyrocznia. - Przecież, jak to spadnie, to jest po mnie – Olek stał jak wryty. Nie mógł zrobić nic. Nie potrafił poruszyć nawet palcem. A przecież miał fotografować unikatowy występ zespołu Bławatki. Siedząca za nim publiczność była tak zajęta tym, co dzieje się na scenie, że nie zwracała uwagi na dramat tego młodego człowieka. W jednej chwili przez myśl przeszły mu wszystkie dobre i złe wspomnienia z życia. Zdążył pomyśleć o wszystkich swoich planach. Poza patrzeniem w wiszące nad jego głową kolorowe fatum, nie mógł zrobić nic. - Dlaczego rzuciłem karierę sędziego piłkarskiego – żałował, że jego życiowy wybór zawodu doprowadził go ostatecznie w to miejsce. Widmo śmierci pod ciężarem balonów przerażało go bardziej niż perypetie piłkarskiego sędziego w B-klasie. Sędziego, który nie raz musi uciekać przed niezadowolonymi, podpitymi miejscowymi kibicami.
Przedstawienie się skończyło. Scena opustoszała, publiczność opuściła budynek. Tylko Olek Knitter stał jak wryty. Życie uratował mu jeden z pracowników ośrodka kultury, który z drabiny ściągnął balony na ziemię. Olek wrócił do domu blady i zlany potem. Otarł się o śmierć. Tego dnia nie zapomni do końca życia.
mr
Aleksander Knitter (Gazeta Pomorska), fot. Wojtek Piepiorka

Ha ha ha - dobre...
OdpowiedzUsuń