Kiedy świat wiruje wokół, nie ma szans na dobre ujęcia. fot. Daniel Frymark
Materiał zapowiadał się rewelacyjnie. Koncert dzieci w salce katechetycznej - który reporter nie wziął by tematu w ciemno. Arek ma nosa. Wie jaki materiał będzie hitem. Nie raz przecież wtykał mikrofon albo obiektyw kamery w miejsca, o których inni boją się nawet pomyśleć. Teraz stanął przed okazją wyjazdu na występy młodzieży. Cieszył się, że tam jedzie. Do tego była piękna pogoda. Niebo było niebieskie, a słońce przyjemnie grzało go w kark przez szyberdach. Arek w aucie jedną ręką trzymał kierownicę, druga pieścił położoną na siedzeniu pasażera kamerę. - Jeszcze chwila mała. Zaraz będziemy na miejscu, Zrobimy mega reportaż - mówił do Zytki - tak nazywał swój sprzęt. Nagle coś stanęło mu na drodze. To malutki spożywczak w popeegerowskiej wsi gdzieś w powiece człuchowskim. Słońce paliło coraz bardziej. Reporter zatrzymał się na swoją ulubioną oranżadę o smaku czerwonych landrynek. Niestety nie zamoczył ust w rubinowym płynie. - Dżudż, stary brachu, rąbniemy po jednym? - usłyszał znajomy głos, a na ramieniu poczuł czyjąś rękę. Odwrócił się nieśmiało. To był Czechu, stary kumpel. - No dobra, jedno - pomyślał. Za chwilę na ladzie stały dwa schłodzone Specjale, czarne rzecz jasna. Po trzech godzinach słońce świeciło tak samo mocno. Smakosze napoju z pianką jednak już nie wyglądali tak samo. Arek uświadomił sobie, co miał zrobić. Wyślizgnął się z objęć kolegi. Ruszył w stronę samochodu. - Dżudż, co ty ku..a, ze mną się nie napijesz - głos kumpla słyszał coraz słabiej. Z piskiem opon odjechał. Na występy młodzieży z KSM-u spóźnił się, ale miał jeszcze czas na zrobienie kilku ujęć. Chwycił kamerę, ale przez wizjer nie widział już praktycznie nic. - Helikopter - powiedział pod nosem z przerażeniem. Rzeczywiście świat zaczął mu wirować. Nie wiedział, co się dzieje. Za chwilę ktoś wyłączył mu prąd. Obudził się w domu. - Jak się tu znalazłem - drapał się po głowie. Szybko przypomniał sobie, że miał zrobić wczoraj materiał miesiąca. Spojrzał na monitorek przy kamerze. Włączył play. To, co zobaczył, nie nadawało się do niczego. - A w dupie, dziś jadę na piknik koła gospodyń wiejskich. Tam zrobię super reportaż. A jak nie, to jutro jest bal seniorów - uznał w końcu.
mr












